Po krajowych drogach wciąż jeżdżą relikty przeszłości. Tu i ówdzie zdarza się zobaczyć jadącą Tatrę sprzed lat czy staruszka Autosana. Cieszy fakt, że konstrukcje sa trwałe, jednak sporo im brakuje w kwestii bezpieczeństwa czy emisji spalin.
Sentyment pęka gdy okazuje się, że nasze dzieci mają podróżować tego typu pojazdem, do szkoły czy na wycieczkę. Niejednokrotnie obserwowałem reakcje ludzi na dworcach na nadjeżdżające autokary, proszę wierzyć, że na nówkę merca emocje sa zgoła inne niż na "ogórka" w tej samej cenie biletu.
Przeraża jednak historia opisana przez lubelski WITD, gdzie dzieci uczeszczające do szkoły w niedalekiej Rogoźnicy odwoził prywaciarz Autosanem rocznik 1985. Dopiero po kontroli wykazano, że "Pomarańczowy zadymiarz" wyrzuca z siebie podwójną dawkę spalin, kierowca antyku nie ma żadnych badań ani uprawnień do przewozu osób zaś maszyna ma usterki od świateł przez opony po silnik. Strach pomyśleć, jakby kierowca próbował się tłumaczyć w sądzie gdyby doszło do wypadku z udziałem tego skansenu...
Podobna historia miała miejsce rok temu, gdy dzieci do szkoły w Łęcznej odwożono autokarem z nie do końca sprawnymi hamulcami.
Drodzy przewoźnicy, zbliża się zima, okres gdy niesprawna maszyna może zagrozić nie tylko kierowcy ale i otoczeniu. Warto dorzucić do interesu trochę grosza i zdobyć się na porządny remont, niż później narażać pasażerów na niebezpieczeństwa. Szczególnie dzieci.
K.H
Źródło: WITD Lublin
Artykuł z dnia
Archiwum artykułów